„Książka bez obrazków” to pozycja, nad którą wiele osób zachwycało się w zeszłym roku. Ja postanowiłam o niej przypomnieć, w ramach Przygody z książką, bo to świetna pozycja, która sprawi, że usłyszycie radosny rechocik waszego dziecka. Książka nie ma obrazków, ale ma treść, która przebija wiele książek dla dzieci, które miałam okazje czytać.
Nie do końca wierzyłam w siłę sprawczą tej książki, dopóki nie przeczytał jej mój mąż – a włożył w to całe serce. Niestety nie mam nagrania jego wyczynów, ale myślę, że spokojnie dorównuje Maciejowi Stuhrowi. Filmik z wykonaniem Pana Macieja zamieszczam poniżej. Wydaje mi się jednak, że dziecko bardziej doceni wykonanie rodzica.
Książka, jak dla mnie jest świetna, głównie z powodu o którym pisze sam autor, czyli zmusza dorosłego do mówienia głupich rzeczy. I wcale nie trzeba się zbytnio starać, wystarczy przy jej czytaniu trochę pozmieniać głos i przeczytać ją z zaangażowaniem. Musicie się jednak przygotować, że czasem dziecko zaskoczy Was tekstem z tej książki w mało sprzyjającej sytuacji. Na przykład poinformuje świat, gdy stoicie w kolejce do kasy, że Waszym przyjacielem jest „bolipupek” ;).
Ciekawe czy moja 8 latka wkręciłaby się jeszcze w tą książkę…
A ja pierwszy raz widzę tę książkę na oczy! Podoba mi się. Wyobrażam sobie, jak się zaśmiewamy razem z Tymkiem. Poszukam jej koniecznie:) Pozdrawiamy
Mój 4 latek zaśmiewał się z filmiku tym swoim szczerym wspaniałym dziecięcym głosem. kilka razy oglądał. Dziękuję za wpis 🙂